WRZESIEŃ: MODEL NAJSTARSZYCH ZABUDOWAŃ HUTY KRÓLEWSKIEJ AUTORSTWA ZDZISŁAWA OCHOCKIEGO

Arcydzieło przemysłowej architektury 

Huta „Królewska” zaprojektowana została przez Johanna Friedricha Weddinga we współpracy z Johnem Baildonem w 1797 r. Budowę pierwszego wielkiego pieca – będącego jej sercem – ukończono późną wiosną 1802 r., 25 września 1802 r. miało miejsce jego rozpalenie, a po dwóch dniach nastąpił pierwszy spust surówki. Miesiąc później, 26 października hutę oficjalnie otwarto w obecności twórcy zakładu i okalającej go osady –  wtedy już ministra – Wilhelma Friedricha von Redena, a wielki piec nazwano właśnie jego imieniem. Pierwsza kampania trwała jedynie 11 tygodni. Potem 5 grudnia piec wygaszono z uwagi na zakłócenia w pracy maszyny parowej. Dmuch obsługiwanej przez nią dyszy okazał się zbyt nikły, by realizować wielkopiecowy proces w obiekcie o takich rozmiarach. Po usunięciu usterek piec ponownie uruchomiono 2 lutego 1803 r. Tymczasem 15 grudnia 1802 r. rozpalono piec „Heinitz”, taki sam jak „Reden”. Oba łączyła stojąca pośrodku jedna hala odlewni. Zarówno ona, jak i dwie gichtociągowe (wyciągowe) wieże zbudowane zostały w stylu neogotyckim. Trzeci wielki piec „Wedding” uruchomiono w 1806 r. Wybudowano wówczas drugą halę lejniczą i trzecią gichtociągową wieżę.  

Rozpędzający się w pierwszej dekadzie XIX w. zakład miał ogromny potencjał i – jak się okazało – obiecującą przed sobą przyszłość. Zaprojektowany i wybudowany został z budzącą podziw maestrią. Jego architektoniczne założenia po latach uznano za jedno z najbardziej doniosłych dokonań w historii europejskiej architektury przemysłowej. Oddajmy głos Irmie Kozinie, która w opublikowanym w 2004 r. artykule Uwagi do dziejów architektury dawnego Chorzowa, wydanym w pracy zbiorowej U przemysłowych źródeł kultury. Z dziejów Górnego Śląska w XIX i XX w. napisała m.in.: „Wydane w serii «Atlasów» przez Deutscher Tasenbuch Verlag dwutomowe dzieło pt. Baukunst (Sztuka budowania) uważane jest za swoistą «biblię» współczesnego architekta. Od czasu publikacji pierwszego nakładu w 1981 r. było ono już wielokrotnie wznawiane, zostało też przetłumaczone z niemieckiego na wiele języków obcych, w tym m.in. na japoński i węgierski. Z uwagi na przyjętą przez wydawnictwo formułę kieszonkowej encyklopedii, wybór zaprezentowanych w poszczególnych tomach obiektów ograniczono jedynie do tych najważniejszych. Obok piramid egipskich, karolińskich założeń sakralnych czy paryskiego Wersalu poczesne miejsce (przy całkowitym zignorowaniu obiektów z terenów Polski) zajęła budowla z Królewskiej Huty (dzisiejszego Chorzowa), która przez specjalistów jest uznana za kamień milowy w dziejach światowego budownictwa. Na stronie 504 obok kopenhaskiej Frauenkirche autorstwa Christiana Frederika Hansena (1756-1845) i berlińskiego teatru zaprojektowanego przez Friedricha Gilly (1772-1800), zamieszczono wstępny projekt «Königshütte» (Huta «Królewska», datowany na rok 1797 i przypisywany dwóm wybitnym inżynierom związanym z uruchamianiem przemysłu na Górnym Śląsku Weddingowi i Baildonowi”. Prof. Irma Kozina, krótko i trafiając w sedno, komentuje tę sytuację słowami: „Huta «Królewska» jest bez wątpienia pierwszą budowlą dzisiejszego Chorzowa, która już na etapie projektowania stała się elementem światowego dziedzictwa kulturowego”.  

Prezentowany jako wrześniowy eksponat miesiąca w roku 2024 model autorstwa Zdzisława Ochockiego przedstawia Hutę „Królewską” wg. stanu na rok 1808 r., a więc z czasów, w których nie istniały jeszcze przeszło trzy dekady młodsze, popularne i działające na wyobraźnię, a przy tym dokładne jej wizerunki Ernsta Wilhelma Knippla. Powstające od lat 40. XIX w. litografie przedstawiające rodzący się na Śląsku przemysł, tworzył ten urodzony w 1811 r. artysta, będąc już właścicielem wydawnictwa miedziorytnika i rysownika Friedricha Augusta Tittla, u którego wcześniej się kształcił. Wtedy też współpracownikiem Knippla został Carl Julius Rieden. Litografie aż do śmierci Riedena w 1858 r. podpisywali wspólnie, o czym często się zapomina.  

Tymczasem jednak znamy wcześniejsze wizerunki Huty „Królewskiej”, m.in. miedzioryty niemieckiego rytownika Friedricha Gottloba Endlera (1763-1822), reprodukowane np. w albumie Alte Eisenwerke in Schlesien und Mähren. Industrieansichten aus der Sammlung Haselbach in München w opracowaniu Wilhelma Salewskiego, wydanym w 1962 r. przez Galtgarben-Verlag. Jeden z nich podpisany Ansicht der Königshütte mit 3 Hohen Öfen mógł posłużyć Ochockiemu do zrealizowania modelu najstarszych zabudowań huty, opisanego: przedstawia 3 wielkie piece opalane koksem, 3 wieże gichtociągowe, 2 budynki namiarowni, 2 hale lejnicze, 2 budynki kotłowni, budynek dmuchaw oraz 2 kominy”. Podstawą opracowania modelu były najprawdopodobniej wspomniane reprodukcje widoków huty Endlera z tego okresu, ale też rysunek techniczny z około 1808 r. 

W komentarzu wspominanego Dtv-Atlas. Baukunst czytamy, że projekt huty wykazuje dążenie do prostoty formalnej. Wszystkie elementy korpusu zostały znakomicie dostosowane do funkcji. Chwalono niewymuszoną symetrię budynków, ich pragmatyczne rozlokowanie, estetykę. Jak cytuje Irma Kozina: „Rustykowane mury, okragłołukowe otwory wejściowe i okienne odpowiadają monumentalnemu i surowemu w wyrazie charakterowi założenia […]”.  

Rozpalenie pierwszego wielkiego pieca w Hucie „Królewskiej” oznaczało początek jej rzeczywistego istnienia. Było zatem wyjątkową uroczystością i chwilą historyczną. Ale i w przyszłości uruchamianie wielkich pieców przeżywano z największym skupieniem. Gdy we wrześniu 1937 r. (huta nosiła wtedy imię Józefa Piłsudskiego) uruchamiano pierwszy od czasów wojny światowej wielki piec „A”, wydano „Wielkopiecówkę”, czyli satyryczną jednodniówkę. Skrzyła się humorem, napisana była znakomitym językiem, nader kompetentnie z podziwu godną fachowością, ilustrowana zabawnymi i z polotem podpisywanymi rysunkami. Skądinąd to także znakomite źródło historyczne, precyzyjnie omawiające projekt i działanie wielkiego pieca, jak również w prześmiewczy i sympatyczny sposób charakteryzujące ówczesne kierownictwo zakładu oraz twórców pieca. Na przykład w zabawnym dziale „Drobne ogłoszenia” napisano m.in. takie dotyczące niby konstruktora pieca „Wyszły już w druku teksty i komentarze do przekleństw rosyjskich, używanych przez inż. [Zygmunta] Krotkowskiego”.  

Są też i dowcipne wierszyki: 

 „Wylewając szlakę 

dbaj, by było sucho, 

bo jak cię szlag trafi, 

będzie z tobą krucho” 

 

„Patrz na lewo i na prawo, 

patrz pod nogi i pod głowę,  

a oszczędzisz hucie wydatku 

na wieniec pogrzebowy i orkiestrę” 

  

Na marginesie dodajmy, że z dbałości o przemysłowe dziedzictwo w każdym wymiarze nazwa tej cennej jednodniówki jest stosowana do okolicznościowych wydawnictw promocyjnych Muzeum Hutnictwa, a ona sama otrzymała należyte miejsce na ekspozycji stałej „Królestwo Żelaza”. 

Uroczyście rozpalano też wielkie piece po II wojnie światowej. Dwa uruchomiono w okresie rozpanoszonego stalinizmu, co oznacza, że wydarzeniom nadawano bombastyczne wręcz rozmiary propagandowe. 12 sierpnia 1951 r. zapłonął wielki piec „B”, a 22 stycznia 1953 r. wielki piec „C”. W tym pierwszym przypadku relacjonowała uroczystość Polska Kronika Filmowa, w krótkim triumfalistycznym materiale zatytułowanym „Ruszył Gigant Sześciolatki”. Informowano w trwającej nieco ponad dwie minuty migawce realizowanej w duchu propagandy komunistycznej i pochwały współpracy polsko-radzieckiej, że dzięki ofiarności załogi budowę i montaż pieca skrócono o przeszło cztery miesiące. Premier Józef Cyrankiewicz do pieca podszedł z pochodnią zapaloną na stalowni aż w Częstochowie, automatykę pieca ogłoszono „cudem techniki”. 

Model Zdzisława Ochockiego jest próbą odwzorowania najstarszego ze znanych wizerunków Huty „Królewskiej”, wzruszający w prostocie, na pierwszy rzut oka skromny, a przecież wskazujący, jak wcześniej zauważono, na jeden z najlepiej zaprojektowanych obiektów przemysłowych w tej części Europy. Gdy odwiedzą Państwo stałą ekspozycję Muzeum Hutnictwa, zobaczą kilka intersujących modeli hutniczych urządzeń. Modele wykonywali uczniowie przygotowujący się do zawodu hutnika. Opracowywali je starannie przez wiele miesięcy u schyłku zawodowej edukacji, zgłębiając tajniki przyszłego stanowiska pracy. 

Na koniec wróćmy jeszcze do słów prof. Irmy Koziny: „Huta «Królewska» jest bez wątpienia pierwszą budowlą dzisiejszego Chorzowa, która już na etapie projektowania stała się elementem światowego dziedzictwa kulturowego”. Tak, w rzeczy samej… Dodajmy zatem z całą mocą, że misją Muzeum Hutnictwa jest w pierwszym rzędzie ochrona tegoż właśnie dziedzictwa materialnego i niematerialnego, jego krzewienie oraz dbałość, o to, by znalazło trwałe miejsce w społecznej świadomości i kulturze Polski. Nawet tak skromny eksponat, jak model przedstawiający hutę przed dwustu szesnastoma laty,  na progu jej działalności, staje się wspaniałą okazją, by przyjęciu tej misji dać świadectwo.     

Jacek Kurek 

Poprzednie eksponaty miesiąca:

Eksponat miesiąca – sierpień

Eksponat miesiąca – lipiec

Eksponat miesiąca – czerwiec

Eksponat miesiąca – kwiecień

Eksponat miesiąca – marzec

Eksponat miesiąca – luty

Eksponat miesiąca – sierpień

Friedrich Wilhelm von Reden założyciel Królewskiej Huty, bohater śląskiego przemysłu i ofiara „pomnikowych wojen

Trudno wyobrazić sobie historię przemysłowego Górnego Śląska bez Friedricha Wilhelma von Redena, dyrektora Wyższego Urzędu Górniczego we Wrocławiu oraz pruskiego ministra. Był pierwszym, który w tak szerokim horyzoncie docenił potencjał tego regionu, jego zasoby i możliwości. To z jego inicjatywy wybudowano kopalnię „Król” i Hutę „Królewską”, dające życie obecnemu miastu Chorzów, pierwotnie znanemu jako Królewska Huta (obok niej od średniowiecza istniała wieś Chorzów, włączona do miasta w 1934 r.).

Friedrich Wilhelm von Reden urodził się 23 marca 1752 r. w Hameln w rodzinie silnie związanej z górnictwem i hutnictwem. Był krewnym Friedricha von Heinitza, którego zasługi dla niemieckiego przemysłu ciężkiego trudne są do przecenienia. Ojciec Wilhelma, Johann Ernst Wilhelm piastował godność radcy dworu w Wielkiej Brytanii, a także elekcyjnego księstwa Braunschweig-Lüneburg. Inny krewniak Friedricha Claus Friedrich (to kolejna wybita postać XVIII-wiecznego przemysłu) wprowadzał utalentowanego chłopca w meandry górniczej i hutniczej profesji. Zaczęły się jego studyjne podróże po Europie. Gdy wrócił, rozpoczął służbę w Prusach, wciąż się kształcąc i gromadząc wiedzę o przemyśle. Ciekaw był wszystkiego. Odwiedził nawet kopalnię soli w Wieliczce. To właśnie z inicjatywy Redena w 1786 r. do odwadniania kopalni w Tarnowskich Górach została sprowadzona z Anglii, pierwsza na kontynencie maszyna parowa (gdy cztery lata po jej uruchomieniu zobaczył ją odwiedzający miasto Johann Wolfgang Goethe, nazwał Redena „prawie geniuszem”). I wtedy właśnie, w 1786 r. w uznaniu zasług Friedrich Wilhelm von Reden otrzymał hrabiowski tytuł. W tym samym czasie rozbudowywał huty żelaza w Ozimku i Kluczborku (przypomnijmy na marginesie, że w 1827 r. w pierwszej z tych miejscowości powstał nad rzeką Mała Panew najstarszy na kontynencie żelazny most wiszący, do dziś będący ozdobą miasta). Wkrótce Reden znów udał się do Wielkiej Brytanii, tym razem w towarzystwie Johanna Friedricha Weddinga. Podróże te zaowocowały zaproszeniem na Śląsk wybitnych angielskich inżynierów: Johna Wilkinsona i Johna Baildona. W tym czasie praktycznie wszystkie najważniejsze inicjatywy przemysłowe na Śląsku m.in.: powstanie hut w Zabrzu, Gliwicach, Królewskiej Hucie, budowa Kanału Kłodnickiego (był pomysłodawcą transportu węgla łodziami) rodziły się i rozwijały z udziałem Redena. Po śmierci barona Friedricha Antona von Heinitza (15 maja 1802), został w 1803 r. ministrem. To właśnie bliskie stosunki z Heinitzem umożliwiły Redenowi przejście na służbę pruską. W 1778 r. został honorowym radcą górniczy w Departamencie Górnictwa i Hutnictwa berlińskiego Generalnego Dyrektorium. W związku z rozwijającą się karierą odbył studia w Akademii Górniczej we Freibergu. Jesienią tego roku był już we Wrocławiu, gdzie z Dzierżoniowa przeniesiono Wyższy Urząd Górniczy. Został jego dyrektorem. Pracę rozpoczął od kolejnego objazdu i wizytacji miejsc mu podległych (1779). W Wałbrzychu zwołał konferencję, podczas której przedstawił plan działania. Zaplanował utworzenie obwodowych urzędów górniczo-hutniczych (jeden powstał w Tarnowskich Górach) oraz powołał do życia faktorię kopalin we Wrocławiu. Leżała mu na sercu regulacja zasad handlu żelazem miedzy pruskimi regionami. I ta kwestia z powiedzeniem został przez hrabiego sfinalizowana. Dzięki Redenowi w Świerklańcu powstała pierwsza na Śląsku szkoła górnicza, szybko przeniesiona do Tarnowskich Gór. Wciąż podróżował i chłonął wszelkie nowości w zakresie eksploatacji i przetwarzania wartościowych zasobów ziemi.

Na krótko rozwój przemysłu na Śląsku, a na zawsze spektakularną karierę Redena zahamowała wojna francusko-pruska. Chcąc ochronić swoje zakłady przed dewastacją Francuzów, którzy zwyciężyli Prusy w bitwach pod Jeną i Auerstedt w 1806 r., złożył Napoleonowi wiernopoddańczą przysięgę, kosztowało go to utratę wszystkich stanowisk w Prusach i „zesłanie” do rodowych dóbr w urokliwym Bukowcu. Ostatecznie zyskał przebaczenie, a nawet odznaczony został w 1807 r. Orderem Orła Czerwonego, ale gorycz pozostała. Julian Ursyn Niemcewicz degradację Redena w pamiętniku tak skomentował: „Wypadł on z łaski w czasie napaści Francuzów. Zagorzalcy udali przed królem, że nie był on dość dobrym Prusakiem”.

Hrabia Reden zmarł 3 lipca 1815 r. w Bukowcu, gdzie niedługo przed śmiercią założył Towarzystwo Biblijne. Wdowa po przemysłowcu, Friederike Karoline von Reden (pobrali się w 1802 r., a poznali w Anglii, gdy Fryderyka była jeszcze dzieckiem, podczas studyjnej podróży jej przyszłego męża) pozostała w Bukowcu (tym ukochanym „Elizjum”) do śmierci w 1854 r. To ona sprawiła, że na początku lat 40. XIX w. przewieziono znad jeziora Wang w Norwegii do Karpacza słynny, ujmujący pięknem, zbudowany z drewna bez użycia gwoździ kościółek. Na cmentarzu przy nim pochowani zostali m.in. Tadeusz Różewicz oraz słynny parafianin, założyciel i dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy – Henryk Tomaszewski. Bukowiec przedstawiał na litografiach będący w serdecznych stosunkach z Fryderyką Karoliną i goszczący u niej Ernst Wilhelm Knippel – ten sam, któremu zawdzięczamy pierwsze wizerunki Królewskiej Huty.

Już kilka dni po pogrzebie Redena współpracownik hrabiego i jego następca na urzędzie nadstarosty górniczego Johann Karl Ludwig Gerhard wystąpił z inicjatywą budowy pomnika. Idea dojrzewała. Szukano stosownej lokalizacji. Myślano m.in. o Wałbrzychu czy Tarnowskich Górach. Jednak mieszkańcy Królewskiej Huty od początku istnienia miejscowości świadomi byli znaczenia dokonań hrabiego von Redena i dlatego zanim jeszcze w 1868 r. miejscowość otrzymała prawa miejskie, uhonorowali go, stawiając pomnik na wzgórzu nazwanym jego imieniem (później znanym też jako Góra Wyzwolenia), tak by widoczny był z daleka, a spod niego samego można było podziwiać zakłady pracy, które dzięki niemu powstały. Monument zdobiłby piękny park już wcześniej – w latach czterdziestych, ale burzliwe wydarzenia Wiosny Ludów przesunęły plany o kilka lat. Zebrani w hutniczej gospodzie 31 sierpnia 1850 r. pracownicy kopalni i huty w obecności nadprezydenta śląskiej prowincji Johanna von Schlenitza, a także starosty bytomskiego powiatu Adolfa Leopolda von Teschowitza podjęli decyzję o budowie pomnika. W tym celu wybrano stosowny komitet z siedzibą w Katowicach. Jego przewodniczącym został Franz von Winckler, a sekretarzem Fryderyk Wilhelm Grundmann. Wśród członków komitetu był m.in. hr. Hugo Henckel von Donnersmarck. Każdy górnik i hutnik Królewskiej Huty zobowiązał się przepracować jedną szychtę z intencją finansowego wsparcia inicjatywy (dochód z tak wykonanych dniówek miał zasilić fundusz budowy pomnika). Prośbę o datki wysłano do wszystkich śląskich gwarectw, kopalń i hut. Ostatecznie koszt postawienia pomnika wyniósł niemal 14 500 talarów. Brakującą kwotę wpłaciła Waleska von Winckler, córka Franza, który 6 sierpnia 1851 r. zmarł. Autorem rzeźby był urodzony w Królewskiej Hucie (w domu należącym do owej pierwszej, powstałej z inicjatywy Redena kolonii robotniczej) w roku 1801 r. syn hutnika huty „Królewskiej” – Theodor Erdmann Kalide. Brązowy odlew powstał w Berlinie. Posąg mierzył 3,1 m. i ważył ok. 750 kg. Odsłonięcie zaplanowano na 25 września 1852 r. w 50. rocznicę rozpalenia ognia w pierwszym wielkim piecu w hucie „Królewskiej”. Jednak z powodu epidemii cholery, która wówczas nawiedziła miasto, stało się to dopiero 29 sierpnia 1853 r. Z tej okazji przyjechał król Fryderyk Wilhelm IV i uroczyście odsłonił pomnik. Zniszczono go latem 1939 r. (ogłoszono, że dokonali tego „nieznani sprawcy”), ale szybko odbudowano i raz jeszcze odsłonięto 7 lipca w 1940 r., tym razem podczas propagandowej uroczystości nazistowskiej, a na postumencie dopisano znaczący wers dotyczący zniszczenia pomnika: „obalili go Polacy, w ślepej nienawiści”, nie zważano przy tym na własną ślepą nienawiść wobec polskich dzieł jak np. w przypadku wzniesionego w latach 1936-1939 w Katowicach według projektu Karola Schayera budynku Muzeum Śląskiego (niemieckie władze okupacyjne zburzyły modernistyczny gmach w latach 1941-1944).

Pomnik Redena po II wojnie światowej znów został (jako symbol niemieckiej dominacji) zniszczony, a 6 września 2002 r. postawiony po raz trzeci, tyle że nie na Wzgórzu Redena (Górze Wyzwolenia), ale na placu Hutników. Rekonstrukcja jest dziełem tyskiego artysty Augustyna Dyrdy, który odtworzył monument na podstawie zdjęć. Pomysł wyszedł od Stowarzyszenia Miłośników Chorzowa, które z tą ideą wystąpiło w 1999 r., przewodniczącym był w tym okresie Roman Liczba. Ukonstytuował się wówczas Komitet Odbudowy i Rekonstrukcji Pomnika Hrabiego Redena. Nieliczne, ale głośno się wypowiadające środowiska protestowały przeciw tej inicjatywie (zakłócając też ceremonię odsłonięcia) jednak dla zdecydowanej większości mieszkańców miasta nie ulegało wątpliwości, że ze wszech miar jest ona słuszna i ostatecznie stała się ich dumą.

Muzeum Hutnictwa na stałej ekspozycji prezentuje ocalałą głowę zniszczonego w 1945 r. pomnika, a posiada także miniaturę monumentu, odlew z Królewskiej Odlewni Żeliwa w Gliwicach. To właśnie ową miniaturę pokazujemy jako sierpniowy obiekt miesiąca, upamiętniając rocznicę pierwszego odsłonięcia królewskohuckiego pomnika.

Przedstawia postać mężczyzny stosunkowo młodego, z krótkimi zaczesanymi w tył włosami i rękoma wyciągniętymi do przodu. Lewa dłoń podtrzymuje leżącą na lewym udzie mapę. Jego prawa noga jest wyprostowana. Mężczyzna ma na sobie koszulę z wysokim kołnierzem zapinaną na guziki zdobione godłem górniczym (pyrlikiem i młotkiem). Surdut ozdobiony został taśmą z pagonami. Postać Redena przedstawiono w obcisłych do kostek spodniach, spiętych pasem z klamrą zdobioną młotem i pyrlikiem. Buty hrabiego są na niewielkim obcasie z cholewką do kostek z prostokątną klamrą z przodu. W tyle z lewej strony postaci na węglu znajduje się niecka z urobkiem. Zarówno pomnik jak i prezentowana jako obiekt miesiąca statuetka nawiązują do rzeźbionych wizerunków władców i wodzów, tyle że w tym wypadku zamiast stroju antycznego widzimy mundur górniczy, a zamiast broni oskard, pod stopą natomiast znajduje się bryła rudy. Wizerunek tchnie majestatyczną siłą. Są w nim uwzględnione znaki nie wymagające specjalnego komentarza: pyrlik, młotek, niecka z urobkiem. Jednak intrygować może mapa. Co przedstawia? Czy Śląsk z zaznaczonymi miejscami aktywności hrabiego, jego dokonań? Nie… To nie obraz dumy, tym bardziej pychy. To inna mapa, znacznie ważniejsza z perspektywy trzymającej ją postaci. To najpewniej mapa pół górniczych. Bez niej nie byłaby możliwa żadna inwestycja hrabiego. Mapy geologiczne, wyrobisk górniczych, powierzchni, ale także inne były zawsze podstawowymi dokumentami w pracy Redena i jemu mu podobnych. Umiał je czytać, umiał interpretować i to owocowało.

W dziejach trzykrotnie stawianego i dwukrotnie niszczonego pomnika hr. Wilhelma von Redena jak w soczewce odbija się skomplikowana, bolesna historia Chorzowa, a „wojny pomnikowe” należą do najbardziej spektakularnych form propagandowej rywalizacji. Przypomnijmy jedną zaledwie, aczkolwiek złożoną historię. U schyłku XIX w. u wylotu obecnej ulicy Wolności powstał jeden z najbardziej charakterystycznych dla miasta gmachów – budynek poczty. W 1896 r. tuż przy nim stanął pomnik Germanii, który zniszczono w dobie śląskich powstań. Pozostał cokół, na którym w 1927 r. odsłonięto imponującą rzeźbę Powstańca Śląskiego (faktycznie: Pomnik ku czci poległych Powstańców Śląskich), przedstawiającą Juliusza Ligonia. Monument zaprojektował zwycięzca specjalnie rozpisanego konkursu – młody, 23-letni Stefan Zbigniewicz (autor m.in. zniszczonej przez nazistów monumentalnej rzeźby św. Barbary na gmachu Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie). Dzieło wykonał Wincenty Chorembalski (twórca m.in. usuniętego przez Niemców pomnika Stanisława Moniuszki w Katowicach na Placu Karola Miarki, dziś stoi tam kopia pierwowzoru).

Po wybuchu II wojny światowej pomnik powstańca został przez Niemców zlikwidowany. Cokół oczywiście znów pozostał. Na nim w 1946 r. postawiono statuę Orła Białego (zdemontowaną w latach 70.). Reaktywowany Pomnik Powstańca natomiast odsłonięto w 1971 r. na placu Gen. Zawadzkiego (obecnie Powstańców Śląskich). W detalach obiekt zmieniony został w stosunku do pierwowzoru m.in. kowal trzyma w ręku miecz wsparty ostrzem o podłoże, a nie podniesiony w gotowości do walki. Po statule Orła Białego została zaś jedynie skromna, pozbawiona architektonicznych walorów fontanna.

Jakże aktualna w nakreślonym przez nas kontekście jest błyskotliwa i zarazem sarkastyczna myśl Stanisława Jerzego Leca „Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły. Zawsze mogą się przydać”.

Jacek Kurek

Eksponat miesiąca – lipiec

Laur 

Tadeusza Ślimakowskiego trzy rzeźby w metalu 

 

Tegoroczne lato przebiega pod znakiem wielkich sportowych wydarzeń. W pierwszej połowie lipca największe emocje obok dorocznego Wimbledonu (którego pierwsza edycja odbyła się 1877 r.), Tour de France (organizowanego od 1903 r.), rozpala rozstrzygająca faza rozgrywanych w Niemczach Finałów Mistrzostw Europy w piłce nożnej, a od 24 lipca XXXIII letnie Igrzyska Olimpijskie organizowane w Paryżu. Stolica Francji gości je po raz trzeci w historii. Wcześniej miało to miejsce w roku 1900 (a więc zaraz po pierwszej nowożytnej Olimpiadzie w Atenach z roku 1896), a potem jeszcze 24 lata później.  

Z tej okazji wybraliśmy z naszej kolekcji jako obiekt miesiąca trzy rzeźby o tematyce sportowej: Po rekord, Kolarze, Start, autorstwa Tadeusza Ślimakowskiego, artysty urodzonego w Krakowie 28 czerwca 1915 r., ale przez większość życia związanego z Chorzowem. Po wybuchu II wojny światowej we wrześniu zmobilizowany, walczył jako oficer zwiadowca. Ranny i wzięty do niewoli, więziony był w obozach jenieckich w Cieszynie i Stalag VIIIA w Görlitz-Moys i Ostrzeszowie. W marcu 1940 r. zwolniony jako inwalida wojenny, wrócił do Krakowa. Tu w 1945 r. rozpoczął studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem Jerzego Fedkowicza. Z powodu trudnych warunków materialnych musiał je jednak przerwać. Przeprowadził się na Górny Śląsk, podejmując zatrudnienie w przemyśle węglowym, jednocześnie nawiązał kontakt ze Spółdzielnią Pracy Artystów Plastyków. W 1950 r. zrezygnował z etatowej pracy, poświęcając się malarstwu, a od 1954 także rzeźbie. Ostatecznie zamieszkał w Chorzowie. Ślimakowski był twórcą o dużej samoświadomości oraz zwolennikiem nowości w sztuce. Dość powiedzieć, że od 1953 r. wraz z Ireną Bąk, Zdzisławem Bilińskim, Urszulą Broll, Krystyną Broll, Stefanem Gajdą, Klaudiuszem Jędrusikiem, Hilarym Krzysztofiakiem, Marią Obrembą, Zdzisławem Stankiem i Konradem Swinarskim tworzył grupę ST-53. Był wieloletnim sekretarzem Sekcji Rzeźby Zarządu Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków w Katowicach. W 1963 r. współorganizował Galerię Rzeźby Śląskiej w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie (dziś Park Śląski), zamieszczono w niej jedną jego pracę Lot. W chwili otwarcia prezentowano w niej 19 rzeźb autorstwa 12 twórców.  

Ślimakowski okazał się artystą wszechstronnym – zajmował się poza wymienionymi już malarstwem i rzeźbą także medalierstwem, scenografią i projektowaniem. W przestrzeni Chorzowa pozostawił wiele prac rzeźbiarskich. Za największe osiągnięcie w tej mierze uważał rekonstrukcję Pomnika Powstańca Śląskiego (zrealizowaną wspólnie z Henrykiem Gorajem, a początkowo także ze Stefanem Chorembalskim, bratem Wincentego, twórcy pomnika z 1927 r.). Nowa wersja dzieła stanęła na Placu gen. Aleksandra Zawadzkiego (obecnie Powstań Śląskich) w 1971 r. jednak w świadomości mieszkańców miasta Ślimakowski zapisał się już wcześniej. Na początku 1958 r. w „Życiu Chorzowa” informowano o otwarciu po remoncie kawiarni „Nasza” (znajdowała się przy ul. Bieruta 3, obecnie Faski). Budynek podczas powstawania estakady nad chorzowskim rynkiem zburzono, utrwalony został jednak na jednym z kadrów popularnego w Polsce w latach siedemdziesiątych serialu Daleko od szosy w reżyserii Zbigniewa Chmielewskiego. Wystrój lokalu powierzono Tadeuszowi Ślimakowskiemu i plastykom pracującym pod jego kierunkiem. Chociaż doceniono wówczas artystyczne walory przygotowanych dekoracji, wskazano jednak na ich mało przytulny, niezachęcający do odpoczynku charakter.  

W numerze 16. „Gońca Górnośląskiego” z 1960 roku poświęcono Tadeuszowi Ślimakowskiemu, mieszkającemu wówczas z żoną Wandą przy chorzowskiej ul. Ludwika Szabatowskiego (obecnie Górnośląska) osobny artykuł. Zaznaczono, że w mieszkaniu małżeństwa znajdowały się nie tylko prace plastyczne artysty, ale także jego projektu meble. Ślimakowski powiedział wtedy: „Każdy artysta plastyk, jeżeli chce coś powiedzieć na temat swojej współczesności, musi się znać na wszystkim, musi znać literaturę, muzykę, zagadnienia gospodarcze, musi bieżąco czytać gazety, chodzić do kina i teatru”. Jako zwolennik sztuki abstrakcyjnej uważał, że „malarstwo wymaga myślenia, ciągłego doskonalenia wrażenia, coraz lepszego wyrażania odczucia ze strony artysty […]”.  

Tadeusz Ślimakowski zmarł 18 maja 1988 r. Prace pozostawił żonie Wandzie, po której w 1990 r. przejął je Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych w Chorzowie. Ten przekazał kolekcje w 1992 r. do Muzeum w Chorzowie (w roku 2022 stało się ono częścią Muzeum Hutnictwa). Posiadana przez nas spuścizna Tadeusza Ślimakowskiego obejmuje 135 obrazów olejnych, 20 rysunków i 65 rzeźb (powstawały w latach 1950–1980). Spośród nich wybraliśmy trzy, wskazujące na zainteresowanie artysty sportem, ale przede wszystkim ciałem ludzkim w ruchu – Po rekord, Kolarze, Start.  

Dodajmy w tym miejscu, że kameralne formy rzeźbiarskie wykonywane m.in. z drutu, prętów czy blachy repusowanej stanowią istotna część dorobku twórcy. To często abstrakcyjne, przestrzenne kompozycje ażurowane, ale także wizerunki, form biomorficznych, ptaków i ludzi.  

 

Już odbił się, już płynie! Boską równowagą 

Rozpina się na drzewcu i wieje, jak flagą, 

Dolata do poprzeczki i z nagłym trzepotem 

Przerzuca się jak gdyby był ptakiem i kotem 

Kazimierz Wierzyński Skok o tyczce 

 

Po rekord z 1976 r. to rzeźba pełna, figuralna, przedstawia skoczka na długiej, 80 centymetrowej, w łuk wygiętej tyczce. Postać łączy się z tyczką obiema rękoma i przylega doń prawym biodrem. Giętkie ciało sportowca płynnie wygina się w łuk od ręki prawej przez korpus po obie wysoko uniesione nogi, co stwarza efekt harmonijnego i dynamicznego gestu będącego epifanią sprawności i wdzięku, z jakim porusza się wysportowane ciało. Zarówno głowa tyczkarza o kształcie zbliżonym do walca, a od góry wklęsła, jak i pozostałe części ciała zostały uproszczone i skubizowane z giętych i zespawanych pasów blachy. W miejscach spawów pojawiają się ostre krawędzi. Całość zyskuje cechy kunsztownej elegancji i umiaru.  

 

Oto jest podróż wielka początku i końca 

Pośród planet rozpięta na kole transmisji, 

Człowiek, istota boska i triumfująca, 

Nad światem, jak tablica z drogowskazem wisi. 

Kazimierz Wierzyński: Gaj Akademosa  

 

Kolarze, którzy powstali w tym samym, co Po rekord roku, to rzeźba pełna, wykonana z wielu fragmentów miedzianej blachy, formowanej przez gięcie i repusowanie. Przedstawia grupę pięciu zdających się finiszować kolarzy. Trzech walczy o najwyższe podium – to sylwetki niemal równolegle z przodu, dwóch z tyłu już w pewnych odstępach wyraźnie za czołówką. Całość przedstawiona została w sposób minimalistyczny. Rowery artysta zredukował do samych obręczy, bez szprych ani jakichkolwiek innych elementów, co daje znakomity, zarazem nie tracący czytelności efekt. Ciała sportowców, jak wspomniano, z wyczuciem uproszczone praktycznie pozbawione są modelunku, spłaszczone, każde wygięte niejako w kształt odwróconej litery „U” (na którą składają się: jedna noga, tułów i ręce), z zygzakiem nogi wewnątrz tej litery i niewielką głową doklejoną nad rękami. W rzeźbie tej ujawnia się nie tylko wrażliwość artysty, jego warsztatowa sprawność, ale fantastyczna wprost umiejętność potraktowania stali jako okazji do wyrażenia artystycznych idei.  

 

Ach – stopy już poderwał alarmowy sygnał  

Klin powietrza się przez gardło aż do bólu wbił,  

Galop ruchu mnie poniósł, oddech z piersi wygnał 

I z wszystkich żył pompuje coraz więcej sił. 

Kazimierz Wierzyński: 100 m 

 

Start to rzeźba pełnoplastyczna o kompozycji dynamicznej, diagonalnej. I ona ludzkie ciało przedstawia syntetycznie. Oto ujęta postać mężczyzny – biegacza, uchwycona w momencie przechodzenia od pozycji startowej do biegu, radykalnie uproszczona i skubizowana. Głowę podobnie jak w sylwetce rzeźby Po rekord zbliżono do kształtu walca. Tors zawodnika jest płaski, plecy wygięte w harmonijny łuk. Prawa ręka gwałtownie wyrzucona w przód, lewa zgięta do tyłu; prawa noga z przodu i zgięta w kolanie lewa wyprostowana z tyłu. Tę intrygującą pełną wdzięku, dynamiki, pochwały ruchu kompozycję artysta wykonał z pasów blachy (białego metalu) nierównej szerokości, łagodnie wygiętych, łączących się ze sobą ostrymi krawędziami w miejsca spawania.  

Wszystkie zaprezentowane rzeźby są wykonane z metalu, który w rękach artysty nabiera wyjątkowej lekkości i giętkości, dynamiki, a jednocześnie siły, stając się materiałem idealnie plastycznym, a siłą ich ekspresji prezentowanych jest radykalny minimalizm.  

Tak jak pierwszy pochodzący z Królewskiej Huty rzeźbiarz (syn hutnika) Theodor Kalide pozostał jako artysta wierny materii hutniczej, tak zamieszkały w Chorzowie (obecna nazwa dawnej Królewskiej Huty) Tadeusz Ślimakowski tworzył m.in. w metalu, a więc szlachetnym tworzywie pobudzającym ludzką wyobraźnię i pozwalającym wyrazić pochwałę sztuki. 

Do rangi symbolu urasta miejsce powstania (Chorzów) rzeźb Po rekord, Kolarze Start oraz ich ekspozycji, czyli Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, przywołują bowiem pamięć hutniczego etosu nie tylko w wymiarze produkcji stali do celów użytkowych, ale także artystycznych. Przypominają, że Chorzów to nie tylko miasto przemysłu, ale i związanej z nim sztuki, a huta to nie tylko miejsce wytwarzania stali, ale przestrzeń inspiracji twórczych. Dodajmy, że w chwili gdy powstawały prezentowane rzeźby Ślimakowskiego miasto było także prężnym ośrodkiem sportu, którego przedstawiciele osiągali niejednokrotnie wybitne wyniki. A stal jako tworzywo artystycznej inwencji przypomina o jeszcze jednym, poetyckiej wrażliwości tych, którzy wnikają w fenomen hutniczego powołania. Wszak i Walenty Roździeński, pisząc pierwszy w języku polskim tekst o pracy kuźników i gwarków Officina ferraria… posłużył się wierszem.  

Jacek Kurek 

Eksponat miesiąca – czerwiec

17 czerwca w Islandii obchodzony jest Dzień Niepodległości. Z tej okazji prezentujemy cenny XVII-wieczny wolumin islandzki pochodzący z naszej kolekcji.
Landnámabók (Księga o Zasiedleniu), to dzieło pierwotnie spisane w XIII w. opisujące historię zasiedlania dzisiejszej Islandii.
Dla narodu islandzkiego jest to tak ważna pozycja w literaturze, jak dla Polaków drukowane wydanie Roczników czyli kronik słynnego Królestwa Polskiego Jana Długosza. Spisany w średniowieczu Landnámabók wymienia m.in. Wikingów – pierwszych osadników wyspy. Opisuje 1400 osad i 3000 historycznych postaci. Dzieło to jest bardzo cennym źródłem wiedzy o przodkach dla mieszkańców Islandii.

 

Islandzkie opowieści…

autor: dr Jacek Kurek

Och, trudno nie tęsknić za Islandią, tą najdziwniejszą w świecie krainą,
ulepioną z ognia i lodu.
Andreas William Heinesen

 

Dzień Niepodległości upamiętnia ogłoszenie w 1944 r. wyspy niezależną republiką (aż 97% biorących udział w głosowaniu Islandczyków opowiedziało się za zerwaniem unii personalnej z Danią). Dzień proklamacji Republiki nie był przypadkowy – świętowano bowiem wtedy także urodziny bohatera narodowego Jóna Sigurðsona (1811-1879) – orędownika niepodległości Islandii. Po śmierci Sigurðsona nazywanego „forsetim” (prezydentem), gdyż był Prezydentem Stowarzyszenia Literackiego, zaczęto w rocznicę jego urodzin organizować demonstracje patriotyczne, chociaż nie obyło się bez sporów dotyczących dróg dążenia do niepodległości. Trzeba jednak podkreślić, że w stulecie urodzin Jóna świętowanie miało już charakter ogólnokrajowy. W związku z czerwcowym świętem Islandczyków postanowiliśmy jako obiekt miesiąca pokazać odwiedzającym nas Gościom cenny XVII-wieczny wolumin islandzki znajdujący się w naszych zbiorach. 15 marca tego roku specjalnie by zobaczyć księgę przyjechał do nas ambasador Islandii Hannes Heimisson, któremu towarzyszyła prof. Maria Sibińska z Uniwersytetu Gdańskiego i Emiliana Konopka z Ambasady Islandii. Prezentowany starodruk to pierwsze wydanie, z 1688 r. Nadmieńmy jeszcze, że na całym świecie zachowało się jedynie 30 egzemplarzy tej edycji.

Początki

Na wyspie znajduje się 10.000 wodospadów i 130 wulkanów, w tym 15 czynnych, a także największy w Europie Park Narodowy Vatnajökull, tymczasem nie mniej  niż przyroda fascynująca jest historia tego wyjątkowego miejsca. Najpewniej pierwszymi osadnikami byli Wikingowie z Norwegii oraz przybysze celtyccy: szkoccy i iryjscy. Za pierwszego osadnika  uznawany jest jednak Ingólfur Arnarson, wódz z Norwegii, który do brzegów wyspy dopłynął w 874 r. Miał tu zbudować farmę, na miejscu której znajduje się dziś Reykjavik. Jednakże niewykluczone, że pierwsi osadnicy na wyspie pojawili się już VIII wieku, a byli nimi wspomniani szkoccy i irlandzcy mnisi. Prowadzone niedawno przez Larsa Einarssona w Stöðvarfjörður we wschodniej Islandii wykopaliska odsłoniły pozostałości budynku, którego wiek sięga czasu nieco wcześniejszego niż rok 800. Konstrukcja obiektu i znalezione w nim przedmioty są typowe dla Skandynawii w okresie wczesnego średniowiecza. Nie sposób jednak autorytatywnie stwierdzić, że budowniczy domu byli Skandynawami. Archeolodzy odnaleźli na stanowisku wiele przedmiotów codziennego użytku oraz rzeczy wartościowe, takie jak pierścień i srebrne monety. Oprócz tego również chalcedon, co udowadnia, że mieszkańcy znali się na obróbce kamienia. Einarsoon jest zdania, że stanowisko w Stöðvarfjörður nie było gospodarstwem osadników, a tymczasowym miejscem pozwalającym rozeznać teren pod ewentualne osadnictwo.

Dawne Księgi

Wprawdzie początki kolonizacji Islandii toną w mrokach tajemnicy, to jednak przełom IX i X wieku jako czas przybycia na wyspę Normanów dyskusji nie podlega. To oni w 930 r. rozpoczęli zwyczaj dorocznych zgromadzeń wszystkich wolnych mieszkańców wyspy na równinie Thingvellir – Althing. Uznaje się to za początek parlamentaryzmu. Zgromadzenie Althing w 1000 r. zdecydowało o przyjęciu chrześcijaństwa (naciskał na to król Norwegii Olaf I Tryggvasson, z którym Islandia miała wówczas zawarte porozumienie). Pierwsze biskupstwo powstało w Skálholcie pół wieku później – w 1056 r., założył je Ísleifur Gissurarson. W latach 1117-1118 dotychczas przekazywane ustnie prawa Althingu zostały spisane. W 1133 roku powstał pierwszy na Islandii klasztor ufundowany w Þingeyri (fiordy zachodnie). Od tego momentu klasztory stawały się istotnymi centrami dla krzewienia literatury i edukacji.

O tym, jak wyglądało wówczas życie osadników na wyspie, opowiada Księga Osadnictwa z XII/XIII w. – Landnámabók, której autor Ari Thorgilsson wskazuje Wikingów jako pierwszych osadników. Opisuje 1400 osad i 3000 historycznych postaci. Landnámabók powstał w tzw. złotej epoce pisania sag, czyli klasycznej literatury średniowiecznej po islandzku w archaicznym języku. W Islandii przez ostatnie 1000 lat język nie został poddany zbyt wielu zmianom, zatem współcześni mieszkańcy wyspy mogą czytać stare sagi z o wiele większą swobodą niż na przykład Polacy staropolskie. Jest to jedyny taki język w Europie – jednocześnie jeden z najtrudniejszych.

W zbiorach Muzeum Hutnictwa znajduje się pochodzący, jak już wspomnieliśmy,  z 1688 roku starodruk islandzki zawierający trzy księgi:  średniowieczny Landnámabók oraz późniejsze: Schedae Ara Prestz Froda Um Island (Karty Ariego Frody z Islandii) z opisem przedkolumbijskiego odkrycia Ameryki przez wikingów (Winlandii) oraz historią Islandii i Grenlandii a także Gronlandia z opisem tej odkrytej przez Islandczyków wyspy. Odkrycie i kolonizacja Grenlandii miały mieć miejsce w 981 r. i były dziełem Eirikura (Eryka Rudego), ojca Leifura Eirikssona.

Schedae Ara Prestz Froda Um Island (znane również jako Islendingabok” lub The Small Landnamabok) stanowi jedno z najwcześniejszych źródeł dotyczących odkrycia Ameryki przez ludy nordyckie, i zawiera jedno z najdawniejszych odniesień do „Wineland” („Vinland” – tj. część Ameryki Północnej, dziś identyfikowana jako Nowa Fundlandia), jedną z pierwszych drukowanych relacji z odkrycia Grenlandii. Jest zatem jednym z najważniejszych dzieł islandzkiej historii, pierwszą islandzką historię napisaną w języku staronordyckim. Jej autor – Ari Frode Thorgillsson jest prawdopodobnie najważniejszym islandzkim historykiem, pomimo tego, że wskazana praca jest jedyną, o której wiemy na pewno, że została napisana przez niego. Oprócz tego, że jest pierwszym islandzkim autorem piszącym w języku staronordyckim, to także pierwszy ze wszystkich islandzkich historyków, który, jak już mówiliśmy, wspomina o Wineland. Ów przełomowy fragment opisujący odkrycie i nazwanie Grenlandii oraz legendarną wzmiankę o Wineland („Vinland”) znaleźć można na stronie 6: „Ten kraj, który nazywa się Grenlandią, został odkryty i skolonizowany z Islandii. Eryk Rudy [Eirekr enn Rauthi] był imieniem człowieka, mieszkańca Breidafirth, który wyruszył stąd i osiedlił się w tym miejscu, które od tego czasu nazywa się Ericsfirth [Eiriksfiorthr]. Nadał nazwę krajowi i nazwał go Grenlandią, mówiąc, że musi przekonać ludzi do udania się tam, jeśli kraj ma dobrą nazwę”.

Gronlandia powstała prawdopodobnie w XIII w., a najstarszy zachowany rękopis (Flateyjarbók) pochodzi ze stulecia XIV. Nazywana jest jedną z Sag Winlandzkich, opowiadających historię podróży Eryka Rudego i jego dzieci (Leifa Szczęśliwego, córki Freydis i synowej – law Gudrid) na Grenlandię i Nową Fundlandię. Tekst ukazał się drukiem pod koniec XVII w. Kompilatorem opowieści był Arngrímur Jónsson z przydomkiem Uczony.

Księgi wciąż obecne

W XVII stuleciu, z którego pochodzą cenne islandzkie księgi znajdujące się w zbiorach Muzeum Hutnictwa, powstały też słynne Psalmy Pasyjne Hallgrímura Péturssona (1614-1674). Nieco wcześniej, w 1584 r. wydano Biblię w języku islandzkim (a Nowym Testamentem w rodzimym języku Islandczycy dysponowali od 1540 r.). Siedemnaste stulecie obfitowało także w wydarzenia dla Islandii dramatyczne. W 1602 r. wprowadzono duński monopol handlowy, a w 1662 r. król Danii ogłosił się władca absolutnym wyspy. W 1625 r. po raz pierwszy spalono na wyspie kobietę pod zarzutem uprawiania czarów, a w 1627 r. muzułmańscy piraci uprowadzili do Turcji kilkuset Islandczyków. Konsekwentnie jednak kultura Islandii rozwijała się, a jej mieszkańcy dojrzewali, zwłaszcza od stulecia XIX, do myśli o samodzielności państwowej. Chociaż liczył zaledwie 200 mieszkańców w 1786 r. Reykjavik stał się stolicą Islandii.

Dodajmy jeszcze, że Islandczycy są narodem, który w przeliczeniu na jednego mieszkańca posiada najwięcej książek. Nie jest to tylko symboliczne. Islandczycy dużo czytają, co ciekawe, bardzo często sami piszą i wydają książki. Obecnie na jednego mieszkańca przypada tu więcej książek niż w innych krajach. Na 300 tys. mieszkańców, 30 tys. to pisarze. Zupełnie niedawno obowiązywało jeszcze rozwiązanie umożliwiające uzyskanie stypendium nadawanego przez islandzki rząd dla tych, którzy pragnęli napisać swoją książkę

Eksponat miesiąca – kwiecień

W nocy z 30 na 31 marca zmieniamy czas na letni!  
Przy tej okazji przedstawiamy kolejny obiekt miesiąca! 

Jest to zegar z figurą piłkarza, który nosi inskrypcję „Pamiątka od S.M.P. Gwiazda Nowe Hajduki w grudniu 1930″. Na zegarze widoczne logo producenta – Kienzle. Jest to jedna z najstarszych niemieckich firm produkujących zegary, powstała w 1822 r. w  Schwenningen nad Neckarem, Badenia-Wirtembergia.   S.M.P „Gwiazda” było katolickim stowarzyszeniem, którego celem było m.in. jednoczyć polską młodzież. Przy stowarzyszeniu funkcjonowała drużyna piłkarska oraz grupa szachistów. Eksponat miesiąca nawiązuje do zmiany czasu z zimowego na letni (30/31 marca) oraz do 104. rocznicy powstania Klubu Sportowego Ruch. Był on jednym z  pierwszych polskich klubów plebiscytowych. Obecnie jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich grających w Ekstraklasie. 

Zapraszamy do odwiedzenia naszego muzeum i odkrywania fascynujących historii, które kryją się za tymi unikalnymi eksponatami!

Eksponat miesiąca – marzec

21 marca obchodzimy 70. rocznicę największej katastrofy w polskim górnictwie po II wojnie światowej – pożaru w kopalni Barbara-Wyzwolenie w Chorzowie.

Do pożaru doszło, gdy około 400 górników pracowało głęboko pod ziemią. Jego prawdopodobnymi przyczynami było zaprószenie z lampy karbidowej lub samozapłon węgla. Liczba ofiar przez długi czas była ukrywana przez władze. Oficjalnie podawano, że życie straciło 80 osób, szacuje się jednak, że rzeczywista liczba mogła przekroczyć nawet 100 ofiar. Różnica w liczbach wynika prawdopodobnie, z chęci ukrycia przez ówczesne, komunistyczne władze faktu, że do pracy w kopalni wykorzystywano więźniów niemieckiej narodowości. Za podstawową przyczynę katastrofy uznaje się złą i przestarzałą organizację pracy. Prowadzone śledztwo miało na celu znaleźć winnych za wszelką cenę oraz wykazać, że katastrofa była skutkiem sabotażu sił imperialistycznych i reakcyjnych. Elementem śledztwa było fabrykowanie dowodów, jak w przypadku głównego mechanika kopalni – inż. Emanuela Drużby, któremu podrzucono materiały wybuchowe i broszury faszystowskie, co umożliwiło wydanie skazującego wyroku.
W rzeczywistości na ogromną liczbę ofiar podczas katastrofy przede wszystkim wpływ miały braki wyszkolonej kadry, deficyt środków łączności w odpowiedniej ilości, niedostatki w wyposażeniu i organizacji grup ratowniczych oraz nieodpowiednie przygotowanie stanowisk pracy spowodowane pogonią za wysokim wydobyciem.
Nawiązaniem do tragicznej rocznicy jest prezentowany w muzeum eksponat miesiąca – rzeźba górnika z tradycyjnym zawołaniem Glück Auf! – Szczęść Boże!
Zapraszamy do odwiedzenia naszego muzeum i odkrywania fascynujących historii, które kryją się za tymi unikalnymi eksponatami!

Eksponat miesiąca – luty

Mówi się, że muzeum to przede wszystkim jego kolekcja, jednak ograniczenia przestrzeni wystawienniczej zazwyczaj uniemożliwiają pokazanie wielu cennych i nieoczywistych obiektów, które na co dzień przechowywane są w magazynach muzealnych.
Postanowiliśmy dzielić się z Wami naszymi skarbami, dlatego co miesiąc będziemy prezentować wybrane eksponaty w holu Muzeum Hutnictwa przy ul. Metalowców 4a w Chorzowie. Te obiekty mają szczególną wartość, często łącząc się z bieżącymi wydarzeniami lub rocznicami.

10 lutego rozpoczynamy Chiński Nowy Rok, który nosi znak Smoka. W związku z tym obiektem miesiąca jest WAZON Z MOTYWEM BUDDYJSKIM, który pochodzi z Zamku w Świerklańcu. Wazon powstał najprawdopodobniej ok. 1900 roku, podczas panowania cesarza Guangxu, z dynastii Qing. Na naczyniu odnajdziemy buddyjski motyw smoka i 18 arhantów. Motyw ten jest popularny w sztuce buddyjskiej. Zgodnie z tą religią arhant jest istotą, która osiągnęła ostatni stopień do doskonałości lub jest godna osiągnięcia nirwany lub ją już osiągnęła. 18 arhantów, według opisów, miało być pierwotnymi naśladowcami Buddy, którzy podążali ścieżką 8 praw i osiągnęli 4 stopnie Oświecenia. W buddyzmie smok jest symbolem nirwany, mądrości oraz oświecenia. Jego symbolika jest związana również z przywiązaniem do życia doczesnego.

Zapraszamy do odwiedzenia naszego muzeum i odkrywania fascynujących historii, które kryją się za tymi unikalnymi eksponatami!